- Hej - powiedziałam z lekkim uśmiechem na twarzy. Ona nic nie odpowiedziała tylko popatrzała na królika.
- Dlaczego go zabiłaś? Przecież jesteś wegetarianką. - powiedziałam do
niej zaniepokojona. Na samym początku nic nie chciała mi powiedzieć.
- Instynkt wziął górę... - odpowiedziała mi po pewnym czasie. Spojrzałam
się na nią. Po krótkiej chwili zmieniłam się w kruka i poleciałam po
coś.
- Ciekawe gdzie poleciała... - zadawała sobie to pytanie Wildness. Po 20
minutach wróciłam do niej. Gdy zmieniłam się w człowieka dałam je
jagody po które chciała pójść. Wildness się na mnie spojrzała i uśmiechnęła.
- Dziękuję Raven
- Proszę - odpowiedziałam dość miłym głosem a Wildness zaczęła jeść
jagody. Ja jedynie siedziałam, i myślałam o różnych rzeczach. Gdy
Wildness skończyła jeść, nadal była głodna i zjadła królika którego
zabiła. Potem zmieniła się w kota i położyła mi się na kolanach. Ja ją
głaskałam a ona mruczała.
The Last Kingdom Of Freedom
sobota, 14 lutego 2015
czwartek, 29 stycznia 2015
Od Wildness
Obudziłam się wczesnym rankiem ... Jak zawsze szybko opuściłam grotę
...Byłam głodna , poszłam więc na północny kraniec lasu gzie rosną
jadalne jagody. Podczas drogi zawsze w myślach nazywałam się
wegetarianką , lecz tym razem zwierzęcy instynkt woził górę po drodze
widziałam królika . Zabiłam go i upiekłam przy ognisku . Podczas mojego
ucztowania siedział obok mnie kruk . Zdziwiłam się trochę ...
-He ?
Kruk zaskrzeczał a ja już wiedziałam że znam tego ptaka. Kruk usiadł mi na ramieniu po czym podleciał na kłodę na której siedziałam . Kruk nagle zmienił się w dziewczynę.
-Hej-dziewczyna powiedziała uśmiechając się
<Raven?>
-He ?
Kruk zaskrzeczał a ja już wiedziałam że znam tego ptaka. Kruk usiadł mi na ramieniu po czym podleciał na kłodę na której siedziałam . Kruk nagle zmienił się w dziewczynę.
-Hej-dziewczyna powiedziała uśmiechając się
<Raven?>
środa, 28 stycznia 2015
Od Calerian'a do Ithilien'a
Podziękowałem elfowi, lecz po chwili znowu usnąłem. Spałem może z godzinkę, a potem znowu się obudził. Rozejrzałem się teraz przytomniej i zdałem sobie sprawę, że jestem w obcym domu i na łóżku, a na swoim lewym ramieniu miałem bandaż. Usiadłem i złapałem się za ramię, które mnie jednak zabolało. Wstałem ostrożnie i usłyszałem jakieś głosy. Postanowiłem tam zejść i zastałem Ithi razem z jego rodziną, chyba... Nagle Ithi mnie zauważył i rzekł:
- O, wstałeś już.
- Tia...
- Pozwól, że przedstawię ci moją siostrę. To jest Luna.
- Heeja. - powiedziała radośnie
- Luno, to jest Calerian - przedstawił mnie jej
Czyli byłem w jego domu. Przypomniałem sobie o wcześniejszym zajściu. Dziewczyna, która siedziała nadal się do mnie uśmiechała
- Witam. - odparłem
Kobieta, która musiała być matką Ithi spytała mnie:
- Może jesteś głodny?
Zdziwiłem się, że oni byli tacy mili dla mnie, dla Upadłego.... Nie wiedziałem, co odpowiedzieć na pytanie kobiety.
- Ja... Ja... - po prostu nie wiedziałem, co zrobić
Ithi mnie obserwował i chyba chciał coś zaoferować, ale nie dałem mu dojść do słowa
- Dziękuję, ale nie jestem głodny i pędę już wam głowy zawracać - mówiąc to skłoniłem im się.
Zaskoczyło ich to, ale ja wyszedłem. Po co mi pomogli? Dlaczego okazali mi życzliwość? Dlaczego...? Nie potrafiłem tego zrozumieć czy nawet pojąć. Odleciałem jak najszybciej od tego domu i wylądowałem na gałęzi drzewa ... Podciągnąłem kolana do brzucha i objąłem je rękoma. Zacząłem się zastanawiać nad sensem mego życia, nad ojcem, którego matka nie zna i jak mi mówiła, żebym się trzymał od niego z daleko, bo go nie poznaje. Może lepiej by było jakbym nie żył? Nagle poczułem chłód, ale od czego? Szybko wstałem i wylądowałem na ziemi oraz zacząłem się rozglądać po okolicy. Chwilę później usłyszałem głos
- Tak się wita ojca?
Zza drzewa pojawił się mój ojciec, którego tak naprawdę widziałem pierwszy raz, choć to prawda, że opiekował się mną, gdy byłem mały, ale potem się rozpłynął...
- Co ty tu robisz? - spytałem go
- Tak się wita ojca? Mówi się trudno, spaceruję sobie kochany synu, ale ja już znikam, a ty spodziewaj się swojego przyjaciela - po tych słowach znikł
Chwilę później pojawił się Ithi, który był zaniepokojony moim zniknięciem.
- Dlaczego uciekłeś? - spytał
Spojrzałem na niego, ale nie miałem zamiaru odpowiedać
- Powiesz wreszcie?! - krzyknął
- Dlaczego? - spytałem
Spojrzał na mnie nie wiedząc o co mi chodzi
- Dlaczego mnie obroniłeś? Dlaczego mi pomogliście? Przecież jestem Upadłym.... - powiedziałem mu
Nadal nie rozumiał, miałem zamiar odejść, ale złapał mnie
- Zostaw mnie! Wy nigdy nie zrozumiecie Upadłych! Nawet nie próbowaliście!
- O co ci chodzi? - spytał zdezorientowany
- Nie wiesz? To, że inne rasy uważają nas, Upadłych za splamioną rasę, potwory, mordercy, szlamy, szumowiny i tym podobne rzeczy, a czy choć raz ktokolwiek pomyślał, że my tego nie chcieliśmy! Nie, woleliście tak myśleć, uważać, nie wierząc nam w nasze historie i jakich cierpień doznaliśmy. Nie wolno nam ufać należy nas zabić, zepchnąć do ciemności, tak jak Drowy! Uważacie, że jesteśmy gorsi od was ... Pomimo, że pomagacie nam, ale sam to określiłeś to was obowiązek jak i innych ras, a tak na prawdę gdybyście nie musieli to być tego nie robili. Lepiej wybić nas aż do ostatniego! - wykrzyknąłem
W końcu wypowiedziałem słowa, które tkwiły mi na sercu i dodałem
- Wy nigdy nie zrozumiecie jak to jest żyć w wiecznej samotności, bez przyjaciół i bez akceptacji ze strony innych, to największe cierpienie, a teraz mnie zostaw, po co masz ze mna, z splugawioną rasą rozmawiać czy nawet się zaprzyjaźniać
Zanim coś powiedział to odleciałem jak najdalej od niego. Wylądowałem gdzieś w głębi lasu i tam się ukryłem przed oczami innymi. Tak, zawsze będę samotny, a to się nigdy nie zmieni. Na dodatek na brata ściągnąłem drwiny i krzywe spojrzenia. Eh... szkoda gadać... Spojrzałem w niebo, które było pogodne i bez żadnej chmury. Dlaczego mój ojciec się tu pojawił? Przestań! Po godzinie wyszedłem z ukrycie i usiadłem z podkulonymi nogami, które oplotłem rękami pod drzewem.
<Ithi, jak zareagowałeś na moje zwierzenia? Znajdziesz mnie? Czy zostawisz w takim stanie?>
- O, wstałeś już.
- Tia...
- Pozwól, że przedstawię ci moją siostrę. To jest Luna.
- Heeja. - powiedziała radośnie
- Luno, to jest Calerian - przedstawił mnie jej
Czyli byłem w jego domu. Przypomniałem sobie o wcześniejszym zajściu. Dziewczyna, która siedziała nadal się do mnie uśmiechała
- Witam. - odparłem
Kobieta, która musiała być matką Ithi spytała mnie:
- Może jesteś głodny?
Zdziwiłem się, że oni byli tacy mili dla mnie, dla Upadłego.... Nie wiedziałem, co odpowiedzieć na pytanie kobiety.
- Ja... Ja... - po prostu nie wiedziałem, co zrobić
Ithi mnie obserwował i chyba chciał coś zaoferować, ale nie dałem mu dojść do słowa
- Dziękuję, ale nie jestem głodny i pędę już wam głowy zawracać - mówiąc to skłoniłem im się.
Zaskoczyło ich to, ale ja wyszedłem. Po co mi pomogli? Dlaczego okazali mi życzliwość? Dlaczego...? Nie potrafiłem tego zrozumieć czy nawet pojąć. Odleciałem jak najszybciej od tego domu i wylądowałem na gałęzi drzewa ... Podciągnąłem kolana do brzucha i objąłem je rękoma. Zacząłem się zastanawiać nad sensem mego życia, nad ojcem, którego matka nie zna i jak mi mówiła, żebym się trzymał od niego z daleko, bo go nie poznaje. Może lepiej by było jakbym nie żył? Nagle poczułem chłód, ale od czego? Szybko wstałem i wylądowałem na ziemi oraz zacząłem się rozglądać po okolicy. Chwilę później usłyszałem głos
- Tak się wita ojca?
Zza drzewa pojawił się mój ojciec, którego tak naprawdę widziałem pierwszy raz, choć to prawda, że opiekował się mną, gdy byłem mały, ale potem się rozpłynął...
- Co ty tu robisz? - spytałem go
- Tak się wita ojca? Mówi się trudno, spaceruję sobie kochany synu, ale ja już znikam, a ty spodziewaj się swojego przyjaciela - po tych słowach znikł
Chwilę później pojawił się Ithi, który był zaniepokojony moim zniknięciem.
- Dlaczego uciekłeś? - spytał
Spojrzałem na niego, ale nie miałem zamiaru odpowiedać
- Powiesz wreszcie?! - krzyknął
- Dlaczego? - spytałem
Spojrzał na mnie nie wiedząc o co mi chodzi
- Dlaczego mnie obroniłeś? Dlaczego mi pomogliście? Przecież jestem Upadłym.... - powiedziałem mu
Nadal nie rozumiał, miałem zamiar odejść, ale złapał mnie
- Zostaw mnie! Wy nigdy nie zrozumiecie Upadłych! Nawet nie próbowaliście!
- O co ci chodzi? - spytał zdezorientowany
- Nie wiesz? To, że inne rasy uważają nas, Upadłych za splamioną rasę, potwory, mordercy, szlamy, szumowiny i tym podobne rzeczy, a czy choć raz ktokolwiek pomyślał, że my tego nie chcieliśmy! Nie, woleliście tak myśleć, uważać, nie wierząc nam w nasze historie i jakich cierpień doznaliśmy. Nie wolno nam ufać należy nas zabić, zepchnąć do ciemności, tak jak Drowy! Uważacie, że jesteśmy gorsi od was ... Pomimo, że pomagacie nam, ale sam to określiłeś to was obowiązek jak i innych ras, a tak na prawdę gdybyście nie musieli to być tego nie robili. Lepiej wybić nas aż do ostatniego! - wykrzyknąłem
W końcu wypowiedziałem słowa, które tkwiły mi na sercu i dodałem
- Wy nigdy nie zrozumiecie jak to jest żyć w wiecznej samotności, bez przyjaciół i bez akceptacji ze strony innych, to największe cierpienie, a teraz mnie zostaw, po co masz ze mna, z splugawioną rasą rozmawiać czy nawet się zaprzyjaźniać
Zanim coś powiedział to odleciałem jak najdalej od niego. Wylądowałem gdzieś w głębi lasu i tam się ukryłem przed oczami innymi. Tak, zawsze będę samotny, a to się nigdy nie zmieni. Na dodatek na brata ściągnąłem drwiny i krzywe spojrzenia. Eh... szkoda gadać... Spojrzałem w niebo, które było pogodne i bez żadnej chmury. Dlaczego mój ojciec się tu pojawił? Przestań! Po godzinie wyszedłem z ukrycie i usiadłem z podkulonymi nogami, które oplotłem rękami pod drzewem.
<Ithi, jak zareagowałeś na moje zwierzenia? Znajdziesz mnie? Czy zostawisz w takim stanie?>
Od Ithilien'a do Calerian'a
Byłem otoczony prze trójkę elfickich łotrów, Calerian leżał obok wykrwawiając się na śmierć. Musiałem coś z tym zrobić.
~ Light, możesz wkraczać do akcji.
Pegaz zleciał w stronę łotrów z zawrotną prędkością. Lądując ogłuszył zbirów. Szybko zabrałem swój ekwipunek, położyłem Calerian'a na grzbiecie wierzchowca po czym sam na niego wsiadłem. Odlecieliśmy zdala od lasu. Nakazałem Light'owi lecieć do domu. Moja Matka znała się na uzdrawianiu. Tuż po wylądowaniu, zaciekawiona wybiegła z chatki. Przerażona podbiegła.
- Ith, co się stało?
- Zaatakowali go, chcieli go zabić.
- Nie wątpliwie prawie im się to udało... Szybko, zdejmuj go. Uratuje go.
Tak też uczyniłem, a po dłuższej chwili rany już nie było lecz Cal tak czy siak musiał odpocząć. Wniosłem go do chatki i położyłem na swoim łóżku. Usiadłem na krześle, które stało obok. Siedziałem tak przy nim póki się nie obudził. Powoli otwierał oczy, ewidentnie poraziło go światło, które z okna padało akurat na niego. Gdy już przywykł odwrócił głowę i spojrzał na mnie.
- D-d-dziękuje... - wyszeptał
Ja tylko lekko uśmiechnąłem się i skinąłem głową.
- W sumie to nie ma za co. Naszym elfickim obowiązkiem jest pomagać innym. Zwłaszcza tym umierającym.
Chłopak ponownie przymknął oczy i znów zasnął. Potrzebował jeszcze czasu aby wypocząć. Wstałem i wyszedłem z pokoju. Udałem się do salonu, gdzie siedziała starsza córka Ojca i Matki.
Spojrzała na mnie po czym uśmiechnęła się.
- Witaj z powrotem Ith. Jak ci minął tydzień spędzony w lesie?
- Dobrze.
- Nic ciekawego sie nie wydarzyło? Nie wierze.
- Dziś poznałem jednego Upadłego. To ten co leży teraz na moim łóżku. Chcieli go zabić więc pomogłem mu.
- Oj Ith, ty dobroduszny elfie. - zaśmiała się - A ładny chociaż?
Ona to tylko o jednym myśli. Jednak, zastabowiłem się trochę zanim odpowiedziałem.
- No nawet, nawet.... Z resztą, kwestia gustu.
Znów zaśmiała się
- Tylko nie zapomnij, że ja jestem pierwsza w kolejce. Pierwsza w kolejce do twojego serca...
- Nie żartuj, co. Poza tym nie zamierzam mieć swojej drugiej połówki, zrozum to.
- I tak będę czekać. - puściła mi oczko, po czym uśmiechnęła się
Nagle usłyszeliśmy kroki. Równocześnie spojrzeliśmy w stronę drzwi. Stał w nich rozespany Cal.
- O, wstałeś już.
- Tia...
- Pozwól, że przedstawię ci moją siostrę. To jest Luna.
- Heeja. - powiedziała radośnie
- Luno, to jest Calerian.
< Calerian? >
~ Light, możesz wkraczać do akcji.
Pegaz zleciał w stronę łotrów z zawrotną prędkością. Lądując ogłuszył zbirów. Szybko zabrałem swój ekwipunek, położyłem Calerian'a na grzbiecie wierzchowca po czym sam na niego wsiadłem. Odlecieliśmy zdala od lasu. Nakazałem Light'owi lecieć do domu. Moja Matka znała się na uzdrawianiu. Tuż po wylądowaniu, zaciekawiona wybiegła z chatki. Przerażona podbiegła.
- Ith, co się stało?
- Zaatakowali go, chcieli go zabić.
- Nie wątpliwie prawie im się to udało... Szybko, zdejmuj go. Uratuje go.
Tak też uczyniłem, a po dłuższej chwili rany już nie było lecz Cal tak czy siak musiał odpocząć. Wniosłem go do chatki i położyłem na swoim łóżku. Usiadłem na krześle, które stało obok. Siedziałem tak przy nim póki się nie obudził. Powoli otwierał oczy, ewidentnie poraziło go światło, które z okna padało akurat na niego. Gdy już przywykł odwrócił głowę i spojrzał na mnie.
- D-d-dziękuje... - wyszeptał
Ja tylko lekko uśmiechnąłem się i skinąłem głową.
- W sumie to nie ma za co. Naszym elfickim obowiązkiem jest pomagać innym. Zwłaszcza tym umierającym.
Chłopak ponownie przymknął oczy i znów zasnął. Potrzebował jeszcze czasu aby wypocząć. Wstałem i wyszedłem z pokoju. Udałem się do salonu, gdzie siedziała starsza córka Ojca i Matki.
Spojrzała na mnie po czym uśmiechnęła się.
- Witaj z powrotem Ith. Jak ci minął tydzień spędzony w lesie?
- Dobrze.
- Nic ciekawego sie nie wydarzyło? Nie wierze.
- Dziś poznałem jednego Upadłego. To ten co leży teraz na moim łóżku. Chcieli go zabić więc pomogłem mu.
- Oj Ith, ty dobroduszny elfie. - zaśmiała się - A ładny chociaż?
Ona to tylko o jednym myśli. Jednak, zastabowiłem się trochę zanim odpowiedziałem.
- No nawet, nawet.... Z resztą, kwestia gustu.
Znów zaśmiała się
- Tylko nie zapomnij, że ja jestem pierwsza w kolejce. Pierwsza w kolejce do twojego serca...
- Nie żartuj, co. Poza tym nie zamierzam mieć swojej drugiej połówki, zrozum to.
- I tak będę czekać. - puściła mi oczko, po czym uśmiechnęła się
Nagle usłyszeliśmy kroki. Równocześnie spojrzeliśmy w stronę drzwi. Stał w nich rozespany Cal.
- O, wstałeś już.
- Tia...
- Pozwól, że przedstawię ci moją siostrę. To jest Luna.
- Heeja. - powiedziała radośnie
- Luno, to jest Calerian.
< Calerian? >
Od Koujaku do Arissy
Spojrzałem na dziewczynę, która się zamyśliła. Rozumiałem ją, gdyż tak samo czułem. Anioły bardzo rzadko opuszczały swoje miasta, a mi dopisało szczęście, że mogłem je opuścić i pozwiedzać znowu świat.. Spojrzałem w niebo i robiło się późno. Jak przelatywałem to moim oczom rzucił się pusty domek, a noc wydawała się być zimna.
- Hej ... - wyrwałem ją z zamyśleń
Spojrzała na mnie pytająco
- Chodź, robi się późno, a noc będzie zimna. Niedaleko stąd jest niewielki, opuszczony dom, który pomieści nas wszystkich - mówiąc to wskazałem na mnie, na nią i jej towarzysza
Skinęła głową na znak zgody, więc ruszyliśmy w drogę. Po paru minutach znaleźliśmy się w środku domku. Co prawda nie było tu jakoś specjalnie, ale lepsze to od rydza. Rozpaliłem w piecu, żeby było nam ciepło. Spojrzałem na jej towarzysza, który wyglądał na głodnego. Z kieszeni wyciągnąłem trochę jedzenia i podszedłem do lwa. Wyciągnąłem rękę z jedzeniem i rzekłem do lwa:
- Wyglądasz na głodnego, masz ..
Towarzysz Arissy podszedł do mojej ręki i zjadł to co miałem. Arissa się uśmiechnęła. W domku było tylko jedno łóżko, a mi się udało znaleźć koc, co prawda pogryziony przez mole, ale zawsze coś, czyż nie? Arissa ziewnęła, więc poprosiłem ją, żeby poszła spać na łóżku i żeby się o mnie nie martwiła. Gdy usnęła przykryłem ją kocem, a sam usiadłem na ziemi oraz otuliłem się skrzydłami... Kątem oka spojrzałem na lwa, który walnął się na ziemi. Westchnąłem cicho i szepnąłem do niego, spojrzał na mnie. Przybliżyłem się do niego i jednym z moich skrzydeł otuliłem go, na co ten mruknął przyjaźnie i się do mnie zbliżył. Zasnęliśmy do siebie przytuleni. Tak spaliśmy całą noc...
<Arissa, sorka za takie krótkie, ale brak weny mnie dopadł :/>
- Hej ... - wyrwałem ją z zamyśleń
Spojrzała na mnie pytająco
- Chodź, robi się późno, a noc będzie zimna. Niedaleko stąd jest niewielki, opuszczony dom, który pomieści nas wszystkich - mówiąc to wskazałem na mnie, na nią i jej towarzysza
Skinęła głową na znak zgody, więc ruszyliśmy w drogę. Po paru minutach znaleźliśmy się w środku domku. Co prawda nie było tu jakoś specjalnie, ale lepsze to od rydza. Rozpaliłem w piecu, żeby było nam ciepło. Spojrzałem na jej towarzysza, który wyglądał na głodnego. Z kieszeni wyciągnąłem trochę jedzenia i podszedłem do lwa. Wyciągnąłem rękę z jedzeniem i rzekłem do lwa:
- Wyglądasz na głodnego, masz ..
Towarzysz Arissy podszedł do mojej ręki i zjadł to co miałem. Arissa się uśmiechnęła. W domku było tylko jedno łóżko, a mi się udało znaleźć koc, co prawda pogryziony przez mole, ale zawsze coś, czyż nie? Arissa ziewnęła, więc poprosiłem ją, żeby poszła spać na łóżku i żeby się o mnie nie martwiła. Gdy usnęła przykryłem ją kocem, a sam usiadłem na ziemi oraz otuliłem się skrzydłami... Kątem oka spojrzałem na lwa, który walnął się na ziemi. Westchnąłem cicho i szepnąłem do niego, spojrzał na mnie. Przybliżyłem się do niego i jednym z moich skrzydeł otuliłem go, na co ten mruknął przyjaźnie i się do mnie zbliżył. Zasnęliśmy do siebie przytuleni. Tak spaliśmy całą noc...
<Arissa, sorka za takie krótkie, ale brak weny mnie dopadł :/>
wtorek, 27 stycznia 2015
Od Calerian'a do Ithilien'a
Wyczuwałem wrogość jego towarzysza, a u elfa nieufność. Zawsze tak
się traktuje Upadłe Anioły, każde, gdyż uważane są za potwory, splamiona
rasa, rasa mroku i etc. Nagle elf spytał się mnie:
- Może opowiedziałbyś mi jednak coś o sobie?
Po co? Każdy uważa tak samo i nikt nie ufa historią Upadłym. Po co w ogóle tu zostałem?
- Wybacz, ale na mnie już czas - wstałem
Chłopak chciał mnie zatrzymać, ale nie zdążył, gdyż odleciałem. Wylądowałem w innej części lasu. Tutaj mogłem być sam, całkiem sam. Jako dziecko uważałem, że inni trzymają się z dala ode mnie z powodu tego, że mój brat był wysoko postawionym aniołem, ale prawda była inna. Ukrywana przede mną cały czas. Zacisnąłem dłonie w pięści, nadal nie umiałem zrozumieć dlaczego moja matka związała się z demonem. Przez to moje życie było i jest okrutne, oznaczone ścieżką potępienia i samotności. Jedyne wsparcie miałem w bracie, Sakranie, Erinie, ale to są królowie, a inni mnie nigdy nie zaakceptują, choćbym nie wiem jak bym się starałam zawsze będą uważać tak samo, że jestem hańbą, osobą, którą powinno się zabić. Westchnąłem, moje oczy zaczęły mnie piec, ale szybko się tego wyzbyłem. Łaziłem po lesie bez celu, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Po co w ogóle tutaj przybyłem? Przecież słyszałem, że Upadłe Anioły mają swoje miasto z daleka od innych, może powinienem tam się udać i zostać? Nie wiem sam,co mam robić. Położyłem się na ziemi i chyba mi się przysnęło, gdyż obudziłem się pod wieczór. Usiadłem i spojrzałem w niebo, robiło się zimno, więc ułożyłem mały stos drewna i ułożyłem mojego żywiołu oraz rozpaliłem małe ognisko w celu ogrzania się. Nagle usłyszałem słaby skowyt. Zdziwiło mnie to, więc podszedłem to sprawdzić i zobaczyłem dziwnego wilczka, który wyglądał tak:
Był zmarznięty i zagłodzony oraz ranny. Wziąłem wilczka na ręcę i zaniosłem go do ogniska, żeby się ogrzał. Miałem przy sobie trochę jedzenie, czyli produkty mięsne, więc dałem zwierzęciu. Siedzieliśmy przy jednym ognisku. Zwierzę na mnie spojrzało na mnie i wyglądało jakby mi się przyglądało badawczo. Chwila? Czy to możliwe, żeby zwierzę wpatrywało się tak? Nie wiem, dziwna jest jego sierść jak i oczy.Wilk bardzo szybko wyzdrowiał jakby nie był zwykłym wilkiem. Wpatrywał mi się w oczy, ale tak głęboko jego oczy sięgały tak jakby chciał zobaczyć moją duszę. Nie to niemożliwe zdawało mi się i już. Zacząłem się z nim bawić. Zrobiło się późno, ale cóż ułożyłem się na ziemi i zasnąłem, a wilczątko wtuliło się we mnie.
Następnego dnia, gdy się obudziłem zobaczyłem, że z małego wilka wyrósł dorosły wilk.. CO!!??? Jak to możliwe? Wilk się obudził i podszedł do mnie i wtulił łeb swój w moje ramię. Uśmiechnąłem się do niego, a on mi rzekł w myślach:
~Dziękuję za wszystko przyjacielu~
~Ty, ale jak? Tak szybko urosłeś, telepatia...~
~Jestem magicznym wilkiem, z magicznymi zdolnościami. Nie mam imienia, ale mogę stać się twoim przyjacielem~
~Zgoda, a będziesz się zwał Elltharis~Wilk spojrzał na mnie, a ja musiałem już się zbierać.Miałem przyjaciela nie mogłem w to uwierzyć, co prawda zwierzęcego, ale zawsze. Podczas spaceru zaatakowało mnie kilku napastników, ale nie byli to zwykli ludzie...
- Upadli powinni umrzeć! Giń potworze! - krzyknęli ostatnie słowa razem
Wyciągnęli swoje bronie, a ja stałem w bezruchu.. Nie miałem zamiaru się bronić. Zaatakowali mnie, a ja nic sobie z tym nie robiłem. Nagle zza krzaków wyskoczył Ithilien, ale con tutaj robi? Sparował uderzenie jednego z napastników.
- Co ty wyrabiasz?! - krzyknął w moją stronę
Nie odpowiedziałem mu nic... Nagle jeden z nich osaczył go i rozbroili go. Już mieli go zamiar zabić, kiedy ja przyjąłem na siebie śmiertelny cios, a z mojej rany obficie krwawi. Osunąłem się na ziemię z grymasem bólu....
<Ithi, jak na to zaeragowałeś? xD>
Od Arissy do Koujaku
Uśmiechnęłam się tylko gdy usłyszałam to pytanie. On był miły i
powiedział mi trochę o aniołach. A ja nie mogłam tak po prostu mu
powiedzieć, żeby się odczepił i nie zadawał takich pytań.
-Nie jest tak łatwo jak mogłoby się wydawać. - Westchnęłam.
-Czemu?
-Wyobraź sobie, że jeśli odejdziesz od swojego gaju to umrzesz. -Powiedziałam mu nadzwyczaj spokojnie.
-To jednak nie jest takie łatwe. - Podsumował.
Samuel mruknął i zaczął podchodzić powoli i ociężale do Koujaku. Nie czuł się zbyt pewnie i swobodnie gdy czuł na twarzy oddech lwa.
-Odejdź. - Spiorunowałam godz wzrokiem. Zwierzak zrobił tylko minę jakby ktoś to skrzywdził ale odpuścił.
-Przepraszam za niego. Ale lubi dość nietypowo się witać.
Spojrzał na mnie pytająco. Uśmiechnęłam się.
-W skrócie, polubił Cię.
-Skąd wiesz?
-Bo leżałbyś teraz albo martwy albo z licznymi ranami. - Odparłam bez jakiegokolwieg wyrazu.
Nastała cisza, siedzieliśmy oboje patrząc na wodospad.
-Właściwie co tu robisz? - Usłyszałam ciekawość w jego głosie.
-Hmm... czasami mam dość siedzenia w lesie który znam na wylot. Lubię zwiedzać. - Przez chwilę się rozmarzyłam.
Koujaku?^^ wybacz, że tak długo ale na telefonie strasznie ciężko się pisze.
-Nie jest tak łatwo jak mogłoby się wydawać. - Westchnęłam.
-Czemu?
-Wyobraź sobie, że jeśli odejdziesz od swojego gaju to umrzesz. -Powiedziałam mu nadzwyczaj spokojnie.
-To jednak nie jest takie łatwe. - Podsumował.
Samuel mruknął i zaczął podchodzić powoli i ociężale do Koujaku. Nie czuł się zbyt pewnie i swobodnie gdy czuł na twarzy oddech lwa.
-Odejdź. - Spiorunowałam godz wzrokiem. Zwierzak zrobił tylko minę jakby ktoś to skrzywdził ale odpuścił.
-Przepraszam za niego. Ale lubi dość nietypowo się witać.
Spojrzał na mnie pytająco. Uśmiechnęłam się.
-W skrócie, polubił Cię.
-Skąd wiesz?
-Bo leżałbyś teraz albo martwy albo z licznymi ranami. - Odparłam bez jakiegokolwieg wyrazu.
Nastała cisza, siedzieliśmy oboje patrząc na wodospad.
-Właściwie co tu robisz? - Usłyszałam ciekawość w jego głosie.
-Hmm... czasami mam dość siedzenia w lesie który znam na wylot. Lubię zwiedzać. - Przez chwilę się rozmarzyłam.
Koujaku?^^ wybacz, że tak długo ale na telefonie strasznie ciężko się pisze.
Subskrybuj:
Posty (Atom)