- Chcesz się ze mną przelecieć?
- Nie, bracie - odparłem gdyż nie miałem ochoty na długi spacer
-Uważaj na siebie - powiedział do mnie
- Dobrze, nie traktuj mnie jak dziecko - odparłem z uśmiechem
Po tych słowach odleciał, a ja zostałem sam. Zastanawiałem się co mogę porobić, więc postanowiłem odwiedzić Sakrana. Gdy doszedłem do jego pałacu straże jednak nie chciały mnie wpuścić do króla. Wpadłem na pomysł, żeby polecieć nad murami zamku i znaleźć przyjaciela.. Zrobiłem tak jak postanowiłem. Na całe szczęście nikt mnie nie zauważył i bezpiecznie dostałem się do środka. Zacząłem poszukiwać Sakrana, a po kilku minutach znalazłem go w jego pokoju. Zapukałem wchodząc. Spojrzał zdziwiony na mnie, ale chwilę później uśmiechnął się radośnie do mnie
- Witaj, jesteś tu zapewne z bratem? - spytał
-Tak, ale na chwilę obecną nie ma go w mieście. Wybył. - wyjaśniłem mu
Usiedliśmy na kanapie i zaczęliśmy rozmawiać, a gdy się dowiedział jak się tutaj znalazłem to wybuchnął śmiechem. Nagle ktoś wzywał króla, więc musieliśmy się pożegnać. Odprowadził mnie jednak do drzwi, a ja stamtąd odleciałem. Latałem bez celu, gdy usłyszałem rżenie konia. Ciekawiło mnie skąd dochodziło i co mogło się stać, więc poleciałem za odgłosem rżenia konia. Wylądowałem w jakimś lesie. Teraz mi się przypomniała nazwa tego lasu. Tu można było znaleźć najróżniejsze zwierzęta czy rośliny. Jeśli dobrze pamiętam nie wolno było tu polować bez zgody króla czy księcia, chyba, że jest się umierającym z głodu. Zacząłem szukać miejsca skąd mogło dochodzić rżenie konia, ale nie mogłem tego miejsca znaleźć ani też nie słyszałem już rżenia konia... Nagle zobaczyłem złapanego konia przez kłusowników. Chwila! To nie był koń! Tylko coś innego, ale co? Wyglądało to tak:
CO to było za zwierzę? No cóż później się nad tym zastanowię, ale teraz trzeba powstrzymać tych rzezimieszków.
- Ej! Wiecie, że bez pozwolenie nie wolno tutaj polować?! - krzyknąłem do nich, gdy latałem już nad ziemią.
- Ej! Wiecie, że bez pozwolenie nie wolno tutaj polować?! - krzyknąłem do nich, gdy latałem już nad ziemią.
- Wiemy, ale nikt się nie dowie, a ciebie zabijemy - odparł jeden z nich
Uśmiechnąłem się i użyłem magii ognia. Szybko się walka rozpoczęła jak i również szybko się skończyła. Uwolniłem zwierzę, które odleciało, a ja zacząłem się szwendać po lesie i zamyśleniu, co taki Upadły Anioł może robić w tym świecie i czy znajdę sobie miejsce. Nagle na kogoś wpadłem. Szybko złapałem równowagę, dzięki skrzydłom, ale drugiemu to się nie udało, ale zanim upadł złapałem go.
- Przepraszam, zamyśliłem się - przeprosiłem nieznajomego i dodałem - Jestem Calerian, a ty?
- Ithilien - odparł z uśmiechem
Przyjrzałem mu się, musiał być elfem, gdyż miał odstające uszy. Odwzajemniłem uśmiechem...
- Musisz być aniołem, skoro masz skrzydła. Ale dlaczego opuściłeś swoje miasto? -spytał
No tak, nie jestem czystym krwi aniołem...
- Nie z własnej woli ... - odparłem ponuro, dosyć niemiło wspominałem tamten okres
Chciałem odejść, ale Ithilien mnie zatrzymał. Spojrzałem na niego ze zdziwieniem ....
<Ithilien?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz